Iwona Sobotka okrzyknięta przez włoskich recenzentów rewelacją wieczoru i prawdziwym asem
Iwona Sobotka jest śpiewaczką znana na świecie przede wszystkim bywalcom prestiżowych sal koncertowych. Współpracowała z czołowymi orkiestrami symfonicznymi, m.in. Filharmonią Berlińską, London Symphony Orchestra czy Staatskapelle Berlin pod dyrekcją Sir Simona Rattle’a. Przez ostatnie dwa sezony występowała w Polsce i można było ją usłyszeć teatrach operowych w Poznaniu, Warszawie, Gdańsku, Łodzi czy Bytomiu. 24 stycznia, ta pochodząca z Mławy sopranistka, wystąpiła po raz pierwszy we Włoszech. Na deskach Teatro Coccia w Nowarze wcieliła się w rolę Desdemony w arcydziele Giuseppe Verdiego “Otello”. Już po tygodniu od premiery widać, że występ, po którym otrzymała od włoskiej prasy entuzjastyczne recenzje, stanie się punktem zwrotnym w jej karierze. Z artystką rozmawia Agata Ubysz.
Co oznacza dla Pani debiut na włoskiej scenie?
Wielkie emocje! I zaszczyt występowania w kraju, który jest kolebką opery. To właśnie we Włoszech narodziła się ta niezwykła sztuka, a jej tradycja jest żywa od wieków.
Mówi się, że trudno jest “kupić” tamtejszą publiczność jeśli nie jest się rodowitym Włochem czy Włoszką. Albo Cię pokochają albo znienawidzą…
Prawda! To jest najbardziej wymagająca i wyczulona na każdy detal publiczność. Do tego świetnie wykształcona, znająca tradycje wykonawcze wielkich operowych diw, a historie ze świata opery przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Włosi bardzo sobie chwalą własnych śpiewaków, szczególnie tych o renomie zagranicznej. Do przyjezdnych mają delikatny dystans.
A jednak to Panią prasa okrzyknęła “rewelacją wieczoru” i “prawdziwym asem” tej produkcji. Co czuje Iwona Sobotka kiedy czyta takie recenzje?
Zawsze dbałam o technikę śpiewu, a belcanto to fundament mojego artystycznego wyrazu. Cieszy mnie, że właśnie ten aspekt mojego występu podkreślili recenzenci.
Technika belcanta jest najważniejszym stylem włoskiego śpiewu operowego. Czy mogłaby Pani czytelnikom wyjaśnić na czym ona polega?
Charakteryzuje się niezwykłą płynnością frazy, perfekcyjną kontrolą oddechu, elastycznością głosu oraz pięknym, wyrównanym brzmieniem we wszystkich rejestrach. Obecnie coraz mniej pedagogów ma umiejętności i wiedzę, by przekazywać tę technikę w jej autentycznej formie. Współczesne opery często wymagają innego podejścia do śpiewu, a duży nacisk na siłę głosu sprawia, że subtelność belcanta zanika. To sztuka, która wymaga lat cierpliwego szkolenia i pracy nad detalami. Dlatego jej przyszłość zależy od śpiewaków, którzy świadomie pielęgnują tę tradycję.
Już w lutym czeka Panią kolejne wyzwanie – debiut w tytułowej roli w „Aidzie” Verdiego. Tym razem w Polsce, w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Jaka jest ta partia?
Niezwykle trudna wokalnie. Wymagająca zarówno pod względem technicznym, jak i wyrazowym. Jednak jej piękno i dramatyzm sprawiają, że jest absolutnie wyjątkowa. Zaśpiewać Aidę było moim wielkim marzeniem, które już niedługo się spełni!
A po “Aidzie”? Jakie są Pani plany na przyszłość?
Przede mną wspaniały czas zbierania plonów z pracy, którą w siebie zainwestowałam. Po debiucie w Nowarze otrzymałam mnóstwo propozycji i to w rolach moich marzeń. Na dodatek Riccardo Muti (jeden z najwybitniejszych dyrygentów na świecie – przyp. red.) zaprasza mnie do swoich projektów. Jeszcze w tym roku wystąpię jako Amelia w “Simonie Boccanegrze” Verdiego w Tokio i jako Donna Elwira w “Don Giovannim” Mozarta w Fundacji Prady w Mediolanie. Jest niesamowicie. Niech się dzieje!
Dziękuję za rozmowę.