Benigna to rollercoaster emocji – rozmowa z Natalią Rubiś o jej debiucie w „Czarnej masce” Pendereckiego
Agata Ubysz: Przeczytałam Pani wpis na Facebooku, że sześć lat temu przygotowywała się Pani do pierwszej Halki w Operze Wrocławskiej, a teraz debiutuje Pani na deskach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej jako Benigna w „Czarnej masce” Krzysztofa Pendereckiego. Skąd takie zestawienie ról?
Natalia Rubiś: Samo się „narzuciło”, ale ma bardzo dużo sensu. Sześć lat temu wróciłam do Polski ze studiów w Yale School of Music i Halka była moją pierwszą dużą rolą. Na dodatek pierwszą rolą dla mojego docelowego repertuaru. Dlatego jestem ogromnie wdzięczna ówczesnemu dyrektorowi Opery Wrocławskiej Marcinowi Nałęczowi-Niesiołowskiemu, za to że uwierzył we mnie i dał mi szansę ją zaśpiewać. Dzięki Halce znalazłam moją ścieżkę, ale kiedy porównam tamtą śpiewaczkę z tą, która przed chwilą śpiewała Benignę na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, to we Wrocławiu śpiewała dziewczyna, a w Warszawie już kobieta.
Czy te obie postaci mają ze sobą coś wspólnego?
Obie te bohaterki łączy szaleństwo. Szaleństwo tej pierwszej jest wynikiem nieszczęśliwej miłości, a drugiej nieustającą ucieczką przed ścigającą ją przeszłością. Halka jest bardzo prostolinijną i ufną dziewczyną, a Benigna ze względu na swoją trudną i burzliwą młodość nauczyła się „radzić” sobie z życiem. Niektórzy mogą czytać jej zachowanie jako wyrachowanie, ale według mnie jej wybory są sposobem na przetrwanie i próbą stworzenia namiastki spokojnego domu.
Mówiła Pani o docelowym repertuarze. Jaki on jest?
To role dla sopranu lirico spinto. Dla niewtajemniczonych to taki głos, który ma jasną i liryczną barwę, ale jednocześnie posiada zdolność do śpiewania z wiekszą siłą i ekspresją. Jest w stanie przebić się, “przepychać się” przez gęsto grającą orkiestrę (stąd jego nazwa), ale jest też bardziej elastyczny i lżejszy od sopranu dramatycznego.
Rola Benigny była podwójnym debiutem, pierwszy raz śpiewała Pani tę partię i pierwszy raz na warszawskiej scenie.
Cieszę się ogromnie, że zadebiutowałam tak wyrazistą postacią jak Benigna i w tak cudownym gronie artystów, którzy brali udział w tej produkcji. Praca z Maestro Bassemem Akiki i reżyserem sir Davidem Pountneyem była niesamowitą przygodą, doświadczeniem i lekcją.
Również po raz pierwszy zmierzyła się Pani z tak dużą partią w dziele Krzysztofa Pendereckiego.
Partie sopranu w „Credo” i „Kadysz”, które wykonywałam, są nieporównywalnie mniejsze od roli Benigny. Dla niektórych ta muzyka może być trudna do nauczenia się i do wykonywania, jednak mnie zawsze sprawiała wielką przyjemność. Dzieła Krzysztofa Pendereckiego rezonują ze mną na płaszczyźnie emocjonalnej i wokalnej.
Jaka muzycznie jest rola Benigny?
To najbardziej wymagająca rola z jaką przyszło mi się zmierzyć. Jest nawet uznawana za jedną z najtrudniejszych partii sopranowych w literaturze operowej i to pod każdym względem. Już samo nauczenie się jej na pamięć jest wyzwaniem. Zwłaszcza, że na początku nic nie jest oczywiste, i trzeba nieustannie wracać do partytury. To też najbardziej wymagająca rola pod względem kondycyjnym, bo kompozytor nie dał wiele czasu na uspokojenie oddechu między scenami. “Spowiedź” Benigny, która jest istnym rollercoasterem emocji o największej sile, to dwadzieścia minut nieustannego napięcia, poczucia lęku, złości, nienawiści i bezsilności. Wszystko jest zapisane są w nutach – trudne skoki, chromatyzmy, spazmatyczne pochody, krzyk. Przeplatają się one z lirycznymi fragmentami, słodkimi i delikatnymi. Potem mam dosłownie dziesięć minut, żeby wyjść na kolejne dwie sceny, dwa duety, które są taką samą huśtawką nastrojów i emocji, żeby na sam koniec poddać się zupełnemu szaleństwu. Benigna śpiewa w pewnym momencie „jestem odrzuconym zwierzęciem” i ona taka jest – zwierzęca, pierwotna, mimo że na początku opery zachowuje się jak wspaniała pani domu, dama, ale pod wytwornymi strojami kryje się dzikie zwierze, które całe swoje życie musiało walczyć o przetrwanie.
W recenzjach po premierze można było przeczytać, że świetnie poradziła sobie Pani z tą arcytrudną rolą.
I jestem gotowa na kolejne duże wyzwania… ale oczywiście wszystko w granicach mojego głosu. Nie rezygnuję z repertuaru mozartowskiego (niedługo mam nadzieję debiutować w partii Vitellii) i klasycznego, ale będę dodawać coraz więcej ról z mocniejszego repertuaru, jak chociażby z dzieł Richarda Straussa (Arabella, Salome) czy Janáčka (Jenufa, Katia), ale również z repertuaru Verdiego (Aida, Odabella, Leonora) czy Pucciniego (CioCioSan, Suor Angelica).
Dziękuję za rozmowę.