Arrow Od drag queen Divine do wagnerowskiego Wotana: Jolanta Łada-Zielke rozmawia z Grzegorzem Pelutisem

15 Lip, 2024
Od drag queen Divine do wagnerowskiego Wotana: Jolanta Łada-Zielke rozmawia z Grzegorzem Pelutisem
© Grzegorz Pelutis jako Duparquet w operetce „Ciboulette” / Jörg Landsberg

Jak wyglądała Pana dotychczasowa edukacja wokalna?

Jeśli chodzi o moją karierę śpiewaczą, to wierzę w przeznaczenie. Nie ukończyłem szkoły muzycznej, poszedłem od razu na studia. Później przyjęto mnie do Akademii Operowej w Warszawie. Potem przyszło zaproszenie na pierwszy Międzynarodowy Konkurs Wokalny Juana Ponsa, w którym zdobyłem Trzecią Nagrodę, oraz Nagrodę Specjalną. Tam usłyszałem od komisji, w tym od samego Juana Ponsa, że wprawdzie mam niski głos, ale jestem barytonem i w tym kierunku powinienem się rozwijać. Następnie przeszedłem pomyślnie przesłuchania do Międzynarodowego Studia Operowego przy Staatsoper w Hamburgu.

Czy oprócz zajęć w Studio Operowym biorą Państwo udział w innych projektach? 

Niestety, harmonogram zajęć jest bardzo napięty, więc nie mamy wielu możliwości podróżowania na kontrakty, ale w konkursy zazwyczaj bierzemy udział. Niemniej doświadczenie, jakie tu zdobywamy, jest niezwykle cenne. Koleżanki i koledzy reprezentują bardzo wysoki poziom, niezależnie od pochodzenia, nastawienia do życia, czy prywatnych poglądów. Na scenie panuje między nami chemia, co w operze jest niezbędne, ponieważ opera to teatr muzyczny i nie ogranicza się do samego śpiewania. Śpiewacy powinni być również wyszkolonymi aktorami. 

W operetce „Ciboulette” Reynaldo Hahna gra Pan Duparqueta wystylizowanego na dragqueen i wykonuje bardzo wzruszająco „Arię z chusteczką”.  

Ta rola była dla mnie wyzwaniem, bo język francuski jest mi stosunkowo obcy, jeśli chodzi o prozodię i stylistykę śpiewu, do tego jeszcze w operetce. Śpiewanie pianissimo nie przychodzi mi łatwo, tym większym problemem była dla mnie ta niezwykle liryczna aria. Kiedy usłyszałem, że Duparquet ma być drag queen wzorowaną na legendarnej Divine, bardzo się ucieszyłem. Jednocześnie byłem pełen obaw, bo o ile czuję się częścią środowiska queer i skrywam w sobie duże pokłady wrażliwości, to musiałem wyrazić to wszystko za pomocą tej nie najprostszej muzyki. Dyrygent Nicolas André wolał tę arię w zwartej formie, natomiast nasz aranżer Johannes Harneit chciał, żeby to było bardziej bluesowe, płynne – takie „rubato pucciniowskie”. Znalazłem kompromis i własną interpretację, przez co jestem niezmiernie zadowolony z tego debiutu. 

Mówi się, że Polacy mają talent do języków obcych. Czy spotkał się Pan też z tą opinią? 

Tak. Jeszcze w tym roku prezentowałem podczas otwartych warsztatów arię Wotana z „Rheingold”: „Abendlich strahlt der Sonnenauge”. Wtedy usłyszałem od autochtonów, regularnie bywających w Bayreuth, że moja wymowa jest lepsza niż niektórych Niemców, którzy tam śpiewają. Początkowo nie mogłem w to uwierzyć, myślałem, że to żart. Polacy są rzeczywiście utalentowani językowo. Nasz język ojczysty umożliwia nam wiele pod względem artykulacji, dzięki plastyczności składniowej, mnogości spółgłosek i otwartym samogłoskom.

Od kogo najwięcej nauczył się Pan do tej pory? 

Obecnie sam pracuję nad głosem. Jestem zwolennikiem starej, włoskiej szkoły bel canta, której kontynuacją była lwowska szkoła maestro Jerzego Artysza. Wychodził on z założenia, że śpiew jest przedłużeniem mowy. Moim „muzycznym ojcem” jest profesor Janusz Lewandowski, który uformował mnie z niczego. Dzięki niemu dysponuję stabilną bazą techniczną, pozwalającą na świadomy dalszy rozwój. Sporo zawdzięczam też włoskiemu barytonowi dramatycznemu Franco Vassallo, który jest z kolei uczniem Carlo Melicianiego. Wiadomo, że nawet sopran potrafi nauczyć basa, ale kiedy bas profondo zechce wtajemniczyć innego basa profondo w swój sposób śpiewania, to jest to nie do przecenienia. 

Pana wymarzona rola? 

Wotan w całym „Pierścieniu Nibelunga” i Holender Tułacz. Muzyka Richarda Wagnera jest integralną częścią mnie, ale do niego trzeba dojrzeć wokalnie, więc poza wspomnianym „Rheingold” jeszcze się za to nie biorę. Kocham także weryzm, mam trzy wymarzone role: Barnaba z „Giocondy” Ponchiellego, Gérard z „Andrei Chénier” i legendarny Scarpia z opery „Tosca”. Weryzm to zdecydowanie mój ulubiony nurt artystyczny.

Grzegorz Pelutis – baryton, urodzony w Słupsku, w 2021 roku ukończył z wyróżnieniem Wydział Wokalny Akademii Muzycznej w Szczecinie, w klasie profesora Janusza Lewandowskiego. Następnie kształcił się w Akademii Operowej przy Teatrze Wielkim w Warszawie. Jest laureatem zarówno polskich jak i międzynarodowych konkursów wokalnych, w tym Prague Romansiada (2017), Internationaler Schweizer Musikwettbewerb (2021), a także Juan Pons International Singing Competition (2022).  W tym samym roku zakwalifikował się do Konkursu „Operalia” Plácido Dominga jako jedyny śpiewak z Polski. Obecnie kształci się w Międzynarodowym Studio Operowym przy Staatsoper w Hamburgu. 

#polishoperanow #ktogdziekiedywoperze