Pięć pytań przed premierą “Coppélii” do… choreografa Johana Kobborga
Johan Kobborg, absolwent szkoły baletowej Królewskiej Akademii Tańca w Kopenhadze, blisko połowę swojej kariery tancerza przepracował w Duńskim Balecie Królewskim. 6 kwietnia na scenie Opery Bałtyckiej w Gdańsku zobaczymy “Coppélię” Delibesa w jego choreografii.
Polish Opera Now: W Pana dorobku można znaleźć realizacje romantycznych baletów “Don Kichota”, “Romeo i Julię” czy “Kopciuszka”. Tym razem zdecydował się Pan zaprezentować Coppélię, jeden z najbardziej rozpoznawanych XIX-wiecznych baletów komicznych.
Johan Kobborg: O wystawieniu “Coppélii” zacząłem myśleć tuż przed pandemią. Zostałem wtedy zapytany przez kierownictwo innego zespołu baletowego, czy nie byłbym zainteresowany stworzeniem tego baletu. Z wielu powodów produkcja nie doszła ostatecznie do skutku, lecz mój proces twórczy już się rozpoczął i “Coppélię” gdzieś już w sobie nosiłem. Potem otrzymałem propozycję zrobienia spektaklu baletowego w Operze Bałtyckiej – kierownictwo baletu przedstawiło mi kilka tytułów do wyboru, a wśród nich właśnie “Coppélię”. Dlatego mam poczucie, że to nie był do końca mój pomysł, ale raczej wspólna decyzja. Balet Delibesa wpisywał się w plany artystyczne gdańskiego baletu, a mi pozwolił powrócić do myślenia o nowym wystawieniu “Coppélii”.
Dla gdańskiej publiczności będzie to druga, po ponad 35 latach, realizacja tego baletu. Jaka będzie Twoja “Coppélia”? Czy tak jak w wielu swoich inscenizacjach odwoła się Pan się do pierwowzoru, a może zaskoczy Pan widzów nowym odczytaniem libretta?
Jako choreograf nie czuję potrzeby ani umieszczania akcji “Coppélii” w fabryce robotów lub domu wariatów, ani też zmieniania klasycznej muzyki baletowej czy ruchu. Mam natomiast poczucie konieczności dostosowania spektaklu do współczesnego widza, mocno jednocześnie wierząc w siłę baletu klasycznego.
Od momentu paryskiej premiery, balet “Coppélia” przeszedł kompozycyjną metamorfozę. Czy Pana inscenizacja ograniczy się tylko do dwóch aktów, a może odnajdziemy w niej dodatkowy obraz baletowego divertisement?
Współczesny świat posługuje się raczej zwięzłą informacją, i dlatego myślę, że do widza łatwiej dotrze spektakl w krótszej formie. W związku z tym, “Coppélia” w dwóch aktach wydała mi się zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. Zadałem też sobie pytanie, czy w moim spektaklu niezbędne są Taniec świtu, Taniec żniwiarek, Walc godzin, każdy z nich trwający cztery minuty, i stwierdziłem, że niekoniecznie. Wybrałem te utwory muzyczne, które coś we mnie poruszały, ułożyłem do nich choreografię i wkomponowałem je w spektakl, być może czasami nawet w innych miejscach niż było to pierwotnie zamierzone.
Opowieść o lalce, stworzonej przez ekscentrycznego doktora Coppeliusa, może wydawać się idealną historią na spektakl baletowy dla dzieci. Ponadto Arthur Saint-Leon, miłośnik groteski, przedstawienie wzbogacił o sceny pantomimiczne i mnogość ról charakterystycznych. Czy Pana zdaniem jest to klucz, aby dotrzeć do młodego widza?
Jeśli potraktujemy to jako czystą rozrywkę, to “Coppélia” jest idealnym, kolorowym i zabawnym spektaklem baletowym dla młodego widza. Moim celem jest jednak przeniesienie tej opowieści na inny poziom emocjonalny, który pozwoli pokazać coś więcej. Kluczem do odczytania libretta stał się dla mnie doktor Coppelius – dorosły mężczyzna, siedzący w domu i tworzący lalki, których nie sprzedaje, ale zatrzymuje dla siebie. Zastanawiając się nad tą postacią, myślałem o osobie, która straciła w życiu coś cennego. Taka utrata, z jednej strony, może popchnąć życie do przodu, a z drugiej może stać się obsesją, uczuciem nieujarzmionym. Myślę, że Coppelius ma za sobą jakieś druzgocące osobiste doświadczenie, wynikiem którego są jego problemy życiowe. Interesującym wydaje się pytanie, dlaczego Coppelius tworzy lalki. Skierowanie uwagi na Coppeliusa sprawia, że w spektaklu mamy nie jedną, a dwie różne historie. Mamy parę Swanildę i Franza, w której dziewczyna walczy o utrzymanie ukochanego przy sobie, walczy o wieczną miłość. Mamy również Coppeliusa, który próbuje uwolnić się od tragicznej przeszłości. Dlatego, tak jak powiedziałem wcześniej, chciałbym, żeby ten balet nie był tylko zabawną opowieścią, a przeniósł widza na wyższy poziom emocjonalny.
Autorzy oryginalnego libretta baletu “Coppélia”, opartego na noweli niemieckiego pisarza epoki romantyzmu E. T. A. Hoffmanna, akcje przedstawienia umieścili w małym miasteczku na terenie Galicji, a w warstwie muzycznej możemy odnaleźć nawiązanie do kultury polskiej. Czy fakt przygotowywania choreografii do dzieła, w którym obecne jest wyraźne nawiązanie do mazura miało dla Pana jakieś znaczenie?
Wierzę, że w spektaklu baletowym przede wszystkim chodzi o ludzkie emocje, które ukryte są w opowiadanej historii. Dla mnie, nie ma to aż tak istotnego znaczenia czy Romeo i Julia będą w Weronie czy Gdańsku. Dramaturgia, czyli esencja spektaklu, nie ulegnie przez to zmianie. Wspólnie ze scenografką, Hanną Wójcikowską-Szymczak, stworzyliśmy świat, w którym nie ma mowy o Polsce, ani też o konkretnym mieście. Naszym celem nie jest historyczna rekonstrukcja czasu i miejsca, a bardziej zaprezentowanie istoty tej opowieści. Nie próbuję też dokonywać rekonstrukcji tańców. Jeśli ludzie chcą zobaczyć tradycyjnego mazura, mogą to zrobić tam, gdzie prezentuje się tradycyjne tańce ludowe. Jeśli natomiast przychodzą na spektakl do teatru, chcą obejrzeć jedno, spójne dzieło.