Arrow W ostatni weekend troje polaków zdobyło Opéra Bastille

12 Paź, 2025
W ostatni weekend troje polaków zdobyło Opéra Bastille
© Eve-Maud Hubeaux, Saioa Hernandez i Piotr Beczała w “Aidzie” / Bernd Uhlig / Opéra national de Paris
Roman Osadnik

Budzik o piątej rano wyrwał mnie z głębokiego snu. Kocham podróżowanie, ale to wczesne wstawanie mnie wykańcza. Po co mi to? – pomyślałem, ale chwilę później przypomniałem sobie, że przecież lecę do Paryża na “Aidę” i już z nieco lepszym nastawieniem zwlokłem się z łóżka i dotarłem na lotnisko. Przynajmniej tyle, że w moim porannym „cierpieniu” nie byłem sam. Samolot wypełniony był do ostatniego miejsca. Na szczęście miałem miejsce przy oknie i jeszcze przed startem ponownie zasnąłem. Podróż minęła niepostrzeżenie.

Tym razem zdążyłem przed spektaklem do hotelu i na spokojnie mogłem się przygotować do mojej pierwszej wizyty w Opéra Bastille. Do tej pory byłem tylko raz w operze w Paryżu – w zabytkowym gmachu Opéra Garnier. Obydwa te miejsca działają pod szyldem Opéra national de Paris. Starsza, monumentalna budowla z XIX wieku (1875) pełni obecnie funkcję reprezentacyjną, a także gości głównie spektakle baletowe oraz mniejsze produkcje operowe. Nowsza, otwarta w 1989 roku, prezentuje przede wszystkim przedstawienia operowe. Budynek Opéra Bastille z zewnątrz nie emanuje szczególnym pięknem, powiedziałbym nawet, że przytłacza swoją skalą. Zbudowany ze szkła, metalu, granitu i aluminium, miał być manifestem idei „demokratyzacji kultury”. Zaprojektował go kanadyjski architekt Carlos Ott, z myślą o tym, by opera była dostępna dla wszystkich, a nie tylko dla elity.

W ostatni weekend troje polaków zdobyło Opéra Bastille
© Opéra Bastille / E. Bauer / Opéra national de Paris

Drzwi do opery otwierają się mniej więcej 45 minut przed rozpoczęciem spektaklu. Po przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa w postaci bramki do wykrywania metalu trafiamy do bardzo modernistycznego foyer. Zaraz za wejściem znajduje się stoisko z gadżetami, nagraniami i książkami o tematyce operowej, bileterzy głośno nawołują do zakupu programów, robiąc z tego mały show. Wejścia na widownię usytuowane są piętro wyżej — tam właśnie znajduje się właściwe foyer z barami serwującymi napoje i przekąski. Na górę można dostać się windą lub schodami.

Na widownię prowadzi kilka wejść przez tzw. śluzy – dwie pary drzwi, dzięki którym w trakcie spektaklu nie słychać żadnych dźwięków z zewnątrz. Widownia i scena robią ogromne wrażenie, nie tyle pięknem, co skalą. To największa sala operowa w Europie, mogąca pomieścić 2750 widzów. Scena również należy do największych i najbardziej nowoczesnych. Układ widowni w formie amfiteatralnego wachlarza oznacza brak klasycznych lóż i podziału na strefy – każdy widz ma bezpośredni kontakt wzrokowy ze sceną i doskonale widzi dyrygenta. Żadnych kolumn, zasłaniających balustrad czy ścian. Kąt nachylenia podłogi i segmentacja poziomów zapewniają, że linia wzroku każdego widza jest ponad głową osoby przed nim. To realizacja zasady, którą Carlos Ott określał jako la salle démocratique – salę demokratyczną. Fotele są wyjątkowo wygodne i wyprofilowane w części lędźwiowej, tak że plecy same odnajdują w nich naturalne podparcie, a podłokietniki są na idealnym poziomie. To wszystko sprawia, że nawet najdłuższe spektakle ogląda się tu bez zmęczenia. Po wejściu do tej „hali” zastanawiałem się, czy przypadkiem nie jestem na warszawskim Torwarze – imponująca skala.

W ostatni weekend troje polaków zdobyło Opéra Bastille
© “Aida” / Bernd Uhlig / Opéra national de Paris

Rozpoczęcie spektaklu, a także kolejnych części, oznajmia uporczywy dźwięk dzwonów z głośników – tak natarczywy i nieprzyjemny, że po kilku minutach ma się ochotę uciec. Dzwonienie trwa dobrych pięć, może nawet siedem minut bez przerwy i jest skutecznym sposobem na niesfornych i opieszałych widzów.

Spektakl “Aidy” w reżyserii Shirin Neshat, który akurat odbywał się w rocznicę 212. urodzin Giuseppe Verdiego i tego dnia był transmitowany na platformie Paris Opera Play, został zrealizowany w koprodukcji z Festiwalem w Salzburgu i miałem już okazję oglądać go kilka lat temu. W ujęciu Neshat to zupełnie inna „Aida” niż te, do których większość z nas jest przyzwyczajona. Reżyserka kładzie silny nacisk na ukazanie obu stron toczonej wojny, pozwalając zobaczyć jej skutki oczami pokonanego narodu. W obliczu prowadzonych obecnie działań wojennych w Gazie, a przede wszystkim rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie, ta interpretacja brzmi szczególnie aktualnie.

Głównym elementem scenografii, zaprojektowanej przez Christiana Schmidta, jest potężny cube usytuowany w centralnej części sceny, na obrotówce, dzięki czemu możemy oglądać go z każdej strony. W zależności od sceny otwiera się na dwie części, innym razem stanowi zamkniętą przestrzeń dla kameralnych epizodów. Boczne ściany wykorzystywane są do projekcji filmowych autorstwa reżyserki. Zamiast wystawnych dekoracji mamy chłód, światło i monumentalną pustkę. Zamiast tłumów statystów i rozbudowanych scen zbiorowych – samotność postaci i opresyjny rytuał. Monumentalna przestrzeń Bastille zamienia się w świątynię systemu, w której każda emocja jest reglamentowana, a uczucie staje się formą buntu i protestu.

W ostatni weekend troje polaków zdobyło Opéra Bastille
© “Aida” / Bernd Uhlig / Opéra national de Paris

Neshat pokazuje świat, w którym kobiety – niezależnie od tego, czy należą do zwycięzców, czy pokonanych – są podporządkowane męskiemu porządkowi. Widać to szczególnie w scenie w drugim akcie: zamiast klasycznej sceny baletowej, mającej uprzyjemnić czas księżniczce Amneris, oglądamy próbę przeciwstawienia się kobiety wpływom mężczyzn. To znakomicie rozegrana scenicznie konfrontacja sił – mężczyźni przynoszą czerwoną suknię, której Amneris nie chce założyć, lecz ostatecznie ulega, bo nawet przy wsparciu wiernych służących nie jest w stanie przeciwstawić się dominacji mężczyzn.

W akcie trzecim Aida, poddana emocjonalnej presji i manipulacji ojca, który gra na jej poczuciu obowiązku i patriotyzmie, zgadza się – wbrew własnym uczuciom – wyciągnąć od Radamesa tajemnicę wojennej strategii. Amonasro wykorzystuje jej miłość, by osiągnąć swój cel – odzyskać władzę i zemścić się za utratę ojczyzny. Scena marszu triumfalnego zostaje całkowicie odarta z tryumfu i pokazana jako obraz upokorzenia, klęski i utraty wolności przez Etiopczyków. Zaczyna się od rytualnego zabicia dziewicy w podzięce bogom za zwycięstwo, a kończy rzezią pojmanych jeńców. Ocalony pozostaje jedynie Amonasro.

Ważnym elementem scenografii, ale też narracji, są projekcje wideo – skupione przede wszystkim na ukazywaniu twarzy uciemiężonego narodu: cierpienia, bólu, lęku i niepewności. Tworzą one kontrapunkt wobec pychy i triumfu najeźdźcy. Niekiedy stanowią wizualny komentarz do arii – jak choćby w scenie nad Nilem, gdy Aidzie towarzyszy projekcja kobiet piorących ubrania w rzece, scena codzienna, a zarazem pełna symbolicznej siły. W przerwach między scenami projekcje ukazują też zamordowanych i uwięzionych – stają się świadectwem zbrodni i przypomnieniem, że władza świecka i religijna potrafią być równie bezwzględne. Dramaturżka Yvonne Gebauer włącza te wątki w spójną strukturę przedstawienia, dzięki czemu inscenizacja ma logiczną, emocjonalną ciągłość.

W ostatni weekend troje polaków zdobyło Opéra Bastille
© Piotr Beczała w “Aidzie” / Bernd Uhlig / Opéra national de Paris

Miałem wyjątkowe szczęcie, bo w spektaklu (w podwójnej obsadzie) śpiewało aż trzech polskich artystów: sopranistka Ewa Płonka, bas Krzysztof Bączyk i tenor Piotr Beczała, który zdecydowanie wybijał się na pierwszy plan od strony wokalnej i aktorskiej. W jego interpretacji Radames – dowódca i wódz wielkiej wojny – jawił się jednocześnie jako człowiek zmagający się z uczuciami do Aidy. To miłość beznadziejna, niespełniona, rozpięta między obowiązkiem wobec ojczyzny a uczuciem, którego nie może wyrazić, oraz zderzona z niechcianym uczuciem Amneris. Ze wszystkich tych zadań – aktorskich, emocjonalnych i wokalnych – Beczała wywiązał się znakomicie.

Od strony wokalnej jego występ był niemal bez zarzutu. W jednym z ansambli na ułamek sekundy stracił panowanie nad głosem, ale to drobiazg bez znaczenia wobec całości. Celeste Aida wypadło znakomicie: piękne, długie frazy, bezproblemowe sięganie do najwyższych dźwięków, szlachetne piana i doskonale wykończone zakończenia. Także w ansamblach z Aidą, Amneris oraz w scenach zbiorowych jego głos brzmiał nośnie i pewnie – stanowił bardzo mocny filar spektaklu. Niezależnie od tego, czy były to momenty dramatyczne czy liryczne, zachowywał tę samą spójność i blask. Wraz z Ewą Płonką znakomicie zaśpiewali duet finałowy, dając pokaz przepięknego śpiewania piano – subtelność i delikatność wykonania ściskała aż za gardło.

W ostatni weekend troje polaków zdobyło Opéra Bastille
© Eve-Maud Hubeaux, Saioa Hernandez w “Aidzie” / Bernd Uhlig / Opéra national de Paris

Ewa Płonka, która zastąpiła tego wieczoru Saioę Hernandez i tym samym przyśpieszyła o kilka dni swój paryski debiut, zaśpiewała tytułową partię zdecydowanie lepiej niż w ubiegłym sezonie w Krakowie. Jej sopran o ciepłej barwie i dużej nośności brzmiał stabilnie i dobrze osadzony. W arii O patria mia zabrakło mi nieco większej charyzmy aktorskiej oraz pełni wyrazu – zwłaszcza w górnych dźwiękach – a także, co jest jej główną słabością, eleganckiego domykania fraz. Jakby brakowało tej kropki nad „i”. W pozostałych częściach interpretacja była przekonująca, a momentami nawet bardzo dobra – jej aktorstwo, choć miejscami zbyt ekspresyjne, na tej dużej scenie wypadało naturalnie. Duet finałowy w jej wykonaniu, wraz z Beczałą, zapadnie mi w pamięć na długo.

Eve-Maud Hubeaux w roli Amneris potrzebowała chwili, by w pełni rozwinąć skrzydła. W pierwszym akcie jej głos o nieco metalicznym odcieniu momentami nie przebijał się przez orkiestrę, szczególnie w niższych rejestrach. To bardzo jasny mezzosopran, a ja w tej partii generalnie optuję raczej za głosami bardziej mięsistymi, o ciemniejszej barwie. Niemniej jednak, aktorsko – i w dalszej części również wokalnie – Hubeaux wypadła dobrze. Jej Amneris była przekonująca, silna i pełna wewnętrznego napięcia, a w drugiej części przedstawienia potrafiła pięknie rozwinąć frazę i zbudować postać, która naprawdę przykuwała uwagę.

W roli Amonasra wystąpił Roman Burdenko, obdarzony ciepłym barytonem o bardzo przyjemnej barwie. Z dużym temperamentem kreował postać ojca i króla Etiopczyków – dumną, ale niepozbawioną emocji i ludzkiego wymiaru. W partiach basowych świetnie wypadli Krzysztof Bączyk (Król) i Alexander Köpeczi (Ramfis) – ich głosy brzmiały dostojnie i pełnie, znakomicie wypełniając przestrzeń Opery Bastille.

W ostatni weekend troje polaków zdobyło Opéra Bastille
© “Aida” / Bernd Uhlig / Opéra national de Paris

Na osobne pochwały zasługuje chór, przygotowany przez Ching-Lien Wu, który brzmiał znakomicie – równo, majestatycznie i z pełną kontrolą. Scena w świątyni podczas wyboru Radamesa na wodza egipskich wojsk to absolutne mistrzostwo – ciarki ekscytacji przebiegły mi po ciele. Tak znakomicie zaśpiewanej tej sceny jeszcze nigdy nie słyszałem. Chór kobiecy w scenie z Amneris, następnie marsz triumfalny, aż po finałowy sąd nad Radamesem – we wszystkich tych fragmentach chór pozostawał nie tylko głównym bohaterem, lecz także znakomitym partnerem dla solistów. Po prostu wspaniali. Nad całością czuwał włoski maestro Michele Mariotti, który nie tylko znakomicie akompaniował śpiewakom, ale stworzył spójną, przemyślaną interpretację muzyczną. Orkiestra grała znakomicie – balans pomiędzy muzykami a wykonawcami na scenie był idealny.

Akustyka dużej sali Opéra Bastille jest specyficzna i wymaga przyzwyczajenia. Przez pierwsze minuty spektaklu wydawało mi się, że jest zbyt cicho i że sala jest za duża, ale to wrażenie szybko minęło i odbiór spektaklu od strony muzyczno-wokalnej był bardzo dobry. Może jednak kubatura opery zmusza śpiewaków i inscenizatorów do ustawiania zadań aktorsko-wokalnych głównie w „pierwszej linii brzegowej”, wzdłuż kanału orkiestry? Sprawdzę to następnym razem.

O czym warto pamiętać/wiedzieć wybierając się do Opéra Bastille:

  • Podróż: z Polski do Paryża bez problemu dostaniecie się zarówno tanimi, jak i tradycyjnymi liniami lotniczymi. Z lotnisk Charles de Gaulle oraz Orly kursuje pociąg RER (bilet ok. 13 euro w jedną stronę).
  • Spektakl: do opery warto przybyć nieco wcześniej – im bliżej rozpoczęcia spektaklu, tym dłuższe kolejki do kontroli bezpieczeństwa.
  • Hotele: tańsze noclegi można znaleźć na obrzeżach miasta, również w pobliżu lotnisk.
  • Programy: 15 euro.
  • Bufet: lampka szampana: 15 euro.
  • Wejściówki: na godzinę przed spektaklem dostępne są bilety na miejsca stojące i straponteny w cenie 5–10 euro.
  • Napisy: wyświetlane są na tablicy nad sceną oraz na ekranach po bokach widowni dostępne języki to angielski i francuski.#polishoperanow #ktogdziekiedywoperze