Arrow Marcella Sembrich-Kochańska – gwiazda scen operowych przełomu wieków

14 Lut, 2025
Marcella Sembrich-Kochańska – gwiazda scen operowych przełomu wieków
© Marcella Sembrich-Kochańska / Wikimedia Commons

Są jak duchy. Spoglądają na nas z czarnobiałych fotografii, przyodziani w bogato zdobione, niemal baśniowe kostiumy. Ich głosy zapisały się na nielicznych czarnych płytach, z każdym trzaskiem wskrzeszając echa przeszłości. I choć już od ponad stulecia nie słychać ich kroków na scenicznych deskach, jedno jest pewne – utorowali drogę kolejnym pokoleniom śpiewaków. Primadonny i amanci, eteryczne zjawy, których każdy gest i brzmienie głosu sprawiały, że widownia wstrzymywała oddech. Jedną z takich artystek była Marcella Sembrich-Kochańska (1858-1935) – pisze Beata Fischer.

Kariery Sembrich-Kochańskiej nie powtórzyła dotąd żadna polska śpiewaczka. Sopran koloraturowy, operowa heroina. Triumfowała na scenach świata, od Covent Garden po Metropolitan Opera. Uwielbiana przez muzyków, krytyków i możnowładców. Słynęła z wyjątkowego talentu interpretacyjnego i płynącej wraz z nim, naturalnej scenicznej wrażliwości, tak często podkreślanej przez krytyków. Jej głos, obejmujący dwie i pół oktawy, zarejestrowano na około stu nagraniach. „Śpiewa z niezaprzeczalną maestrią i przez przestrzeń minionych lat przepływa prąd ludzkiej energii, osobowości, mieszanka nonszalancji i perfekcji, co może wprawić współczesnego słuchacza w osłupienie” – tak jej nagrania z lat 1904-1908 ocenił brytyjski portal o muzyce klasycznej Gramophone.

Rok 1858 przypadł na niewątpliwie trudne czasy. Polska, już od ponad półwiecza nie istniała na mapie Europy, podzielona pomiędzy trzy mocarstwa, nie ustawała jednak w rozwoju artystycznym. Świadczy o tym chociażby warszawska prapremiera czteroaktowej wersji „Halki” Stanisława Moniuszki, wystawiona 1 stycznia. Niewiele ponad miesiąc później, 15 lutego w Bolechowie, miasteczku na terenie ówczesnej Galicji, przychodzi na świat Marcella. Jak okaże się już wkrótce, nieprzeciętny talent wokalny i aktorski.

Muzyka była niejako jej przeznaczeniem. Ojciec, nauczyciel muzyki i organista w kościele parafialnym w Bolechowie, przykładał ogromną wagę do edukacji muzycznej córki. Dziewczynka po raz pierwszy zasiadła do fortepianu jako czterolatka, zaś dwa lata później chwyciła skrzypce w dłoń. Trafiła pod skrzydła Jana Radwana Janowicza, emerytowanego nauczyciela i dzięki jego pomocy, została przyjęta do Konserwatorium Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego we Lwowie. Miała wówczas 12 lat.

Swój talent szlifowała na studiach muzycznych we Lwowie, w Wiedniu, a następnie w Mediolanie. Naukę traktowała bardzo poważnie. Śpiew ćwiczyła po trzy godziny dziennie, wedle wskazówek profesora – z kawałkiem drewna w ustach, dla uzyskania pożądanego efektu. I choć z początku jej wybór padł na karierę pianistki, to ponoć sam Franciszek Liszt uświadomił jej, że najpiękniejszym instrumentem, jaki opanowała, jest jej głos. Spotkanie z Lisztem nie zostało w żaden sposób udokumentowane i pozostaje jedynie w sferze domysłów. Jednak prawdą jest, że w pierwszych latach kariery Sembrich-Kochańskiej funkcjonowała artystycznie łącząc ze sobą wszystkie trzy umiejętności: śpiewaczki, skrzypaczki i pianistki, a jej koncerty budziły ogromną ciekawość i podziw.

Operowy debiut Sembrich-Kochańskiej przypadł na 1877 rok, kiedy to wykonała partię Elwiry w „Purytanach” Vincenza Belliniego w Operze Włoskiej w Atenach. Wcześniej, w tym samym roku, zdążyła poślubić Wilhelma Stengela, swojego profesora gry na fortepianie, który z czasem przejął rolę jej nieformalnego impresaria. Od razu podpisała kontrakt na role w „Łucji z Lammermoor” Donizettiego, „Lunatyczce” Belliniego oraz dwóch operach Meyerbeera: „Dinorah” i „Robert Diabeł”. Ten ostatni z kompozytorów, dziś nieco zapomniany, był niezwykle popularny w Europie XIX wieku. W repertuarze sopranistki znalazły się aż cztery spośród jego „grand oper”: oprócz wyżej wymienionych, „Hugenoci” oraz „Gwiazda Północy”.

Rok później przybyła do Drezna, otrzymawszy kontrakt w świeżo odbudowanej po pożarze Królewskiej Operze Saskiej (Semperoper). Występowała w dziełach Mozarta, Meyerbeera, Halévy’ego oraz Flotowa. Drezno otworzyło jej drzwi do dalszej kariery. Stało się jej domem, a także, pół wieku później, miejscem wiecznego spoczynku.

Marcella Sembrich-Kochańska – gwiazda scen operowych przełomu wieków
© Marcella Sembrich-Kochańska, 1890 / Wikimedia Commons

Jej pierwszy występ w Warszawie datowany jest na 8 grudnia 1879 roku. Wystąpiła wówczas z recitalem solowym w Sali Resursy Obywatelskiej, by następnie wykonać partie sopranowe z „Łucji z Lammermoor” i „Robercie Diable” na scenie Teatru Wielkiego. W późniejszych latach kilkakrotnie powracała do Warszawy. W międzyczasie podbijała kolejno sceny Londynu (jej debiut w Covent Garden w 1880 roku, jako tytułowej „Łucji z Lammermoor”, podziwiały ponad dwa tysiące widzów), Sankt Petersburga, Moskwy, Madrytu, Paryża i Wiednia.

W londyńskich spektaklach przez dwa sezony partnerował jej inny polski śpiewak, uznany za prawdziwe muzyczne zjawisko tenor Władysław Mierzwiński. To zresztą nie ostatnia sytuacja gdy Sembrich-Kochańska będzie dzielić światowe sceny z polskimi artystami. Również bracia Jan i Edward Reszke partnerowali jej w Covent Garden; drugi z nich także w Monte Carlo i w Ameryce, w latach 1897-1909. U jej boku pierwsze kroki na scenie MET stawiał słynny bas Adam Didur.

To właśnie angaż w Metropolitan Opera w Nowym Jorku dał utalentowanej Polce status gwiazdy i zapisał jej nazwisko w operowym panteonie nieśmiertelności. Jej amerykański sen rozpoczął się tuż po otwarciu MET w 1883 roku, od partii Łucji z Lammermoor, którą wykonała na nowojorskiej scenie włącznie 41 razy.

Amerykańska publiczność zachwycała się jej „Traviatą”, o czym świadczą liczne recenzje, m.in. w „New York Mail and Express”: „Nieprzyjemną scenę śmierci gra z dyskrecją i taktem, i wiele słynnych heroin mogłoby się od niej uczyć”. Nawet gdy sam spektakl nie odnosił sukcesu, krytycy nie szczędzili pochwał jej występom. Była Gildą w „Rigoletto”, Aminą w „Lunatyczce”, Rozyną w „Cyruliku sewilskim”. Dziś śmiało można uznać Sembrich-Kochańską za rekordzistkę sceny MET spośród polskich śpiewaczek. Włącznie, dała tam aż 487 występów przez 11 sezonów.

Marcella Sembrich-Kochańska – gwiazda scen operowych przełomu wieków
© Grób rodzinny Stenglów w Dreźnie / Juliusz Multarzyński / Wikimedia Commons

Pomimo sukcesu za oceanem, nadal chętnie występowała dla polskiej publiczności. Na przestrzeni lat dała cały szereg występów w Warszawie, Krakowie, Lwowie, Łodzi oraz Wilnie. Podczas nowojorskiej premiery opery „Manru” Ignacego Jana Paderewskiego (1902) śpiewała partię Ulany. W 1914 roku wspólnie założyli Komitet Pomocy Polskim Ofiarom Wojny w Nowym Jorku, przeznaczając znaczną część swoich honorariów na cele dobroczynne. Z kompozytorem łączyła ją współpraca oraz przyjaźń, podobnie zresztą jak z wybitną aktorką Heleną Modrzejewską.

Była aktywna zawodowo do 1917 roku. Po zakończeniu kariery scenicznej zyskała uznanie jako pedagog śpiewu. Wykładała w nowojorskiej Julliard School i Instytucie Muzycznym Curtisa w Filadelfii, przekazując swą wiedzę i doświadczenie kolejnym pokoleniom wokalistów operowych. Zmarła w Nowym Jorku, 11 stycznia 1935 roku. Opiekę nad licznymi pamiątkami po artystce przejęła jej synowa, która założyła Stowarzyszenie Pamięci Marcelli Sembrich. Działa ono do dziś, przy muzeum jej imienia w Bolton Landing, USA, jej dawnym studio operowym. Wraz z mężem została pochowana w Dreźnie, w rodzinnym grobowcu Stenglów.

#polishoperanow #ktogdziekiedywoperze