Adam Banaszak: „Liczę na błysk oka u moich partnerów po drugiej stronie dyrygenckiego pulpitu”
Adam Banaszak podczas 33. Festiwalu Mozartowskiego zadyryguje trylogią Da Ponte czyli trzema operami Mozarta, które łączy ten sam librecista Lorenzo da Ponte, a są to „Tak czynią wszystkie”, „Wesele Figara’, „Don Giovanni”. Rozmowa z dyrygentem przed czerwcowymi spektaklami w Warszawskiej Operze Kameralnej.
Pierwsze Pana spotkanie z muzyką Mozarta. Jakie ono było?
Miałem wtedy pewnie jakieś 10 lat kiedy w Teatrze Wielkim w Poznaniu oglądałem kilkanaście razy z rzędu „Czarodziejski flet”. Wchodziłem bez biletu lub kupowałem najtańszy w ostatnim rzędzie ostatniego balkonu. Ze wzruszeniem wracałem myślą do tamtego pierwszego zachwytu dyrygując trochę więcej niż dekadę później studenckim „Fletem” w Poznaniu, a później kiedy sprawowałem kierownictwo muzyczne nad najnowszymi produkcjami we Wrocławiu i Białymstoku. I wciąż kiedy przyglądam się tej partyturze mam więcej pytań niż odpowiedzi.
Z jakimi wyzwaniami wiąże się praca z partyturą mozartowskich oper
Niewyobrażalnie trudnymi! Jedno to sprawa techniczna – tu słychać każdą niedoskonałość. W dziedzinie artykulacji, dynamiki Mozart jest szalenie precyzyjny. Ale jeśli już uporamy się z tymi podstawami pozostaje kwestia najważniejsza: jak opowiedzieć te historie? Co uwypuklić? Jaki nadać im charakter, tempo, czy mówiąc szerzej – jakie przesłanie? Jest przy tym to twórczość niezwykle różnorodna, czasem aż trudno mi uwierzyć że spod tego samego pióra wyszły: „Don Giovanni” i „Uprowadzenie z seraju”. Każdorazowo wyzwaniem są rozbudowane finały aktów, swoiste „opery w operze”. Tutaj jedność energii tego co dzieje się na scenie i tego co w orkiestronie jest kluczowa.
Z jakimi wyzwaniami wiąże się praca z zespołem muzyki dawnej MACV (Musicae Antiquae Collegium Varsoviense)?
Raczej z jakimi przyjemnościami! Cieszę się na wspólną pracę nad barwą, brzmieniem, artykulacją, klarowną dynamiką, kontrastami, aktywnym frazowaniem, kierunkiem każdej melodii, podkreślaniem harmonii. Chcę też zaproponować trochę poczucia humoru i temperamentu. Liczę na błysk oka u moich partnerów po drugiej stronie dyrygenckiego pulpitu.
Czy ma Pan swoje ulubione tytuły z katalogu dzieł Mozarta? Jeśli tak, to dlaczego są ulubione?
Tak się zawsze składa, że wydaje mi się, że to te, którymi aktualnie dyryguję. Kolejny rok z rzędu (ostatnio we Wrocławiu, teraz po raz pierwszy w Warszawskiej Operze Kameralnej) zadyryguję trylogią Da Ponte. W tych trzech dziełach znajdziemy boską mądrość dotyczącą miłości, relacji, tęsknoty, władzy. Ale też zaskakujące pokłady melancholii, która często przebiera się za wesołkowatość. Marzę od dawna o tym, żeby poprowadzić „Idomeneo”. Do głębi porusza mnie „Koncert fortepianowy d-moll”. Ciekaw jestem jaką podróżą mogłoby być zaprezentowanie w cyklu koncertów kompletu symfonii Mozarta. Za każdym razem spotkanie z „Requiem”, jest momentem mojej pokory i wielkiej uważności, mimo że prowadziłem ten utwór kilkadziesiąt razy z różnymi zespołami i solistami.
Proszę pomyśleć o osobie, która nigdy nie słuchała kompozycji Mozarta, a którą chciałby Pan przekonać do zapoznania się i może polubienia jego stylu. Jakich argumentów by Pan użył?
Umiarkowanie wierzę w to, że jakikolwiek argument może przemówić mocniej niż sama muzyka Mozarta. Zaprosiłbym na spektakl. A przed nim i po nim chętnie służę wyjaśnieniami!
#polishoperanow #ktogdziekiedywoperze #WarszawskaOperaKameralna